Autor Wiadomość
Fladrif
PostWysłany: Sob 18:39, 25 Lis 2006    Temat postu: Skrupuły...

gilbert napisał:
Stylistyka jest do rewizji. Wytłumacz mi kobieto czemu zamiast przecinków używasz "-"? Nie rozumiem.


Może chce żebyś nie rozumiał... Wink A tak naprawdę to ciekawy aspekt tego artykułu. Są jeszcze inne tajemnicze, pozbawione skrupułów stylistycznych zdania. No i dobre językowo, ale forma przerosła treść. Ale i tak w sumie nieźle.
Latynoskie Bydle
PostWysłany: Wto 22:48, 07 Lis 2006    Temat postu:

Marność, nad marnościami, wszystko marność... tak powstała Soli... nieważne Razz Taki wierszyk Wink

Ale nie chcę być niemiły, ale takich artykułów widziałem mnóstwo SmileSmileSmile

Ja napiszę prawdopodobnie o "prawdziwych mężczyznach", czyli zniewieściałych nastolatkach.
gilbert
PostWysłany: Wto 22:32, 07 Lis 2006    Temat postu:

Yuvenall napisał:
No... i przepraszam za przecinki Very Happy Marchew raz juz stwierdziła (baaardzo eufemistycznie), że "traktuję je bardzo swobodnie"


Ja eufemizmów nie stosuję (metionimii zreszta też Razz).

Stylistyka jest do rewizji. Wytłumacz mi kobieto czemu zamiast przecinków używasz "-"? Nie rozumiem.

Yuvenall napisał:
By poczuć klimat szkoły wystarczy pojawić się w obrębie – nie, bynajmniej nie rewiru naszej ukochanej Pani Stasi – autobusu.


W pierwszej chwili niezrozumiałe. Nie każ mi myśleć. Jam poczciwy lemur.
Faktycznie tworzysz nowe konstrukcje stylistyczne.

Zaczynasz zdania od:

"jednak", "być może" - nie jest to błąd ale jakoś nie specjalnie fajnie się to czyta.

Poza tym, Żmij... Obiecałem, ze następny numer będzie lepszy pod względem selekcji. Ten oczywiście wejdzie, jest jednak mocno przeciętny. Taka trochę próba odkrycia Ameryki w dobie CNN i zapalniczek z podobizną Busha. Wytarte stereotypy, słabe przykłady i w przeciwieństwie do naproshowego "Turasa" tytuł chwytny niczym radziecka klamerka. Całość broni się jedynie nienagannym stylem. Po Tobie można spodziewać się więcej. Amen.

PS. Art oczywiście pójdzie po korekcie. Chyba, że napiszesz coś bardziej twórczego, lub oryginalnego (Możesz jeszcze poczochrać obyczaje par "schodooblepiających" - ostatnio trochę nowości obrodziło Wink)

PS2. I obiecuję... Jeśli jeszce raz napiszesz "w_ogóle", podam Cię do sądu.

Moja opinia.
Yuvenall
PostWysłany: Wto 21:12, 07 Lis 2006    Temat postu: Marność nad marnościami

Dobra... co by nie być gołosłowną wrzucam coś.
Z góry przepraszam, pierwszy od dawna artykuł pisany dla ogółu.
I w ogóle nie umiem pisaćRazz
I w ogóle... no... wszystko.
I w ogóle jak chcecie to to wywalcie. No.

A tak poza tym mozecie wymyślić tytuł.
I mnie nie zjedźcie:P wiem że to-to dobre nie jest.

Początkowo sądziłam, że to choroba – dopada kolejno wszystkich uczniów II LO i pożera ich do głębi, wytrawiając i wypaczając charaktery. Jednak w końcu zmieniłam swoją teorię - podobna epidemia pojawia się we wszystkich szkołach. Być może w niektórych ujawnia się rzadziej – pod postacią wiecznie wykpiwanych kujonów - z kolei u nas jest spotykana częściej – wszystko to pod wpływem czynników zewnętrznych. Otóż cała społeczność szkolna stanowi jeden, odrębny od ludzkości, gatunek. Dowody? Aż nadto! Przede wszystkim – tylko nie bulwersujcie się na samym wstępie! – żądza wiedzy (niekiedy sprowadzona do prostej „woli przetrwania” – jednak zawsze obecna). Nie? Zastanówcie się trochę…
By poczuć klimat szkoły wystarczy pojawić się w obrębie – nie, bynajmniej nie rewiru naszej ukochanej Pani Stasi – autobusu. Wymęczone twarze, podbite sińcami oczy i książki rozłożone na kolanach to całkiem zwyczajny obraz malujący się przed – pozornie zasłuchanym w sączące się ze słuchawek dźwięki – bacznym obserwatorem.
Kolejne minuty – przepojone słońcem unoszącym się ponad dachem dobrze znanego budynku i pełne niechęci kroki: na wschód, na wschód na wschód! – tylko odwlekają nieunikniony moment. Trzaśnięcie ciężkich – niezmiennie kojarzących się z wejściem do obory – drzwi, przywitanie z legendarnym strażnikiem i już przekraczamy krawędź spokojnej rzeczywistości.
- Coś jest zadane? – pada sakramentalne pytanie, po chwili uzupełnione o: - A tak w ogóle to cześć!
Uzupełnianie prac w oparciu o wiedzę uczynnych kolegów czy błagalne spojrzenia pod tytułem: ”Może mi to ktoś wyjaśnić?” stanowią preludium do następującej później symfonii żądzy wiedzy. Akcja naszej tragedii przenosi się na teren klubu, gdzie międzyprofilowe grupy wsparcia uparcie udzielają pomocy potrzebującym. Nie zważają na przeciwności losu! Koledzy z mat-fizu spoglądają, załamując ręce, w lśniące ślepka – tak podobne do oczek bezrozumnych domowych futrzaków – dziewcząt z humana, jednak nadal trwają w ambitnym zamiarze wpojenia im podstaw logicznego myślenia. A czy to nasza wina, że pojęcie najprostszego wzoru skróconego mnożenia, wydaje nam się bardziej skomplikowane, niż rozłożenie na czynniki pierwsze podtekstów skrytych w prozie Schulza czy poezjach Mickiewicza?
Dzwonek na lekcję wyrywa z przyjemnego odrętwienia (zwanego również symulacją nauki) i każe pędzić w stronę klas – oczywiście bez zbędnej nadgorliwości. Drobne spóźnienia nigdy z mody nie wychodzą! Fakt, iż pierwsze godziny zazwyczaj służą dobudzeniu się, nadrobieniu zaległości z innych przedmiotów, ewentualnie doprowadzeniu wyglądu do pożądanego stanu, wielu nauczycieli zdążyło przez lata pracy zaobserwować. Uczynnie zazwyczaj w tym okresie okazują zrozumienie i nie nadużywają naszych – i tak nadwątlonych – zdolności psychicznych.
Nasza żądza wiedzy wzrasta momentalnie wraz z upragnionym dźwiękiem zwiastującym nadejście przerwy. Minuty umykające przez palce w stanowczo zbyt szybkim tempie stanowią idealne pole badań. Iluż to obserwacji dokonać można podczas zwykłego przemykania pomiędzy korytarzami! Widać wtedy jak rodzina uczniowatych dzieli się na przeróżne gatunki, z jedyną łączącą je cechą - niepohamowanym pędem ku wiedzy. W każdym z przypadków objawia się on inaczej. Zdołałam wyłowić kilka ciekawszych podgrup:
Uczynny kolega: godzinami potrafi drążyć i tłumaczyć znajomym zawiłości tematu. Świadomość, że jego umiejętności w przekładaniu z języka naukowego na mowę szkolną nie zawsze są na wystarczająco wysokim poziomie, zazwyczaj do niego nie dociera. Mimo wszystko stara się zadbać o swoich towarzyszy – grzecznie nie spostrzegając kolejnych ziewnięć z ich strony.
Kinetyk: nauka w ten sposób nazwała licznych cierpiętników wędrujących po korytarzach z nosem w zeszycie lub książce. Nie radzę zatrzymywać tych delikwentów – grozi to utratą głowy, w momencie, gdy, zmuszeni do przystanięcia, zamienią poruszające się kończyny i zaczną machać rękami na podobieństwo wiatraków – gdyż właśnie ruch ułatwia im wchłanianie wiedzy.
Miłośnik pomocy dydaktycznych: by go rozpoznać, wystarczy spojrzeć do wnętrza piórnika. Nic nie widać? Czy aby na pewno? Tak, owszem, te miniaturowe szlaczki bynajmniej nie są fantazyjnym wzorkiem, a ciąg kropeczek i kreseczek to nie oznaka wypisanego wkładu – wystarczy sięgnąć po mikroskop, a dostrzeże się weń ukryty sens! Rzecz jasna wspomagacze zmysłów niezbędne są jedynie laikom, prawdziwi wyjadacze nie potrzebują pomocy – w wyniku ewolucji ich wzrok wyostrzył się tak, iż są w stanie zauważyć pojedyncze atomy materii.
Systematyczny biol-chem: królestwo roślin i zwierząt im nie wystarcza, posegregować należy cały świat! W momencie gdy zabraknie sprawdzianów, do których należałoby przyswoić sobie materiał, te stworzenia nie są wstanie powstrzymać się przed dalszym studiowaniem. Przyjmą, cokolwiek dasz im do zanalizowania – 7 przypadków w języku polskim im nie wystarcza, więc starają się zawszeć wszystkie wyjątki w kolejnych 20. To co że odmiana będzie jeszcze trudniejsza? Pracy się nie boją! Upraszczają skomplikowane, komplikują proste – z trzyliterowego wzoru z fizyki tworzą prawdziwe poezje! Wszystko po to, by pogłębić swe zdolności.
Młody romantyk: według mnie najbardziej pasjonująca z wszystkich szkolnych ras. Wędrując po szkole dostrzega się go błyskawicznie. Pozornie cicho, nieśmiało skrywa się w jednym z zakamarków naszego Hogwartu – w rzeczywistości uprzednio odpowiednio dobiera swoje lokum tak, by być dobrze widocznym z każdej odległości. Każdy mijający spogląda z współczuciem na twarz zastygłą w wyrazie mężnie ukrywanego bólu, zagubiony w przestrzeni zamyślony wzrok i wystudiowaną pozę cierpiętnika. Niekiedy z zaciśniętych ust wyrwie się teatralny jęk – i oto cała szkoła wie. Wieszcz głosi, iż nadszedł czas sprawdzianu z geografii. Wszyscy kiwają smętnie głowami, a nasz młody romantyk – którego przecież nikt nie ma prawa zrozumieć – niczym młody Werter popełnia w osamotnieniu tłumu swoje metaforyczne samobójstwo – wkraczając do sali.
Istnieje jeszcze wiele innych przypadków: modlący się do zeszytu od historii uczniowie prof. Brzezińskiego, mesjasze głoszący przed PO Dobrą Nowinę: „Wszystkie B!” i tym podobni.
Wracając z radością po całym dniu spędzonym w ukochanych murach – kiedy jedyną zaprzątającą wasze głowy myślą jest swoboda (przynajmniej do momentu dojazdu do domu, gdzie czeka stos zadań domowych na kolejny dzień) - zastanówcie się czy nie należycie przypadkiem do któregoś z gatunków. Jeśli nadal sądzicie, że nie - cieszcie się wolnością nieskażonych żądzą wiedzy uczniów.
Nie będę was wyprowadzać z błędu.


No... i przepraszam za przecinki Very Happy Marchew raz juz stwierdziła (baaardzo eufemistycznie), że "traktuję je bardzo swobodnie"Very Happy.
No...
I tyle:D

Żmij

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group